poniedziałek, 10 lipca 2017

"Światło, które utraciliśmy" Jill Santopolo | Wyd.Otwarte



Szczerze nie mam pojęcia od czego zacząć... ta powieść była czymś niesamowicie poruszającym... ale może zacznę od początku, czyli od opisu fabuły.

"Lucy i Gabe poznali się 11 września 2001 roku. Gdy wieże WTC runęły, a pył przykrył Nowy Jork, zrozumieli, że życie jest zbyt kruche, by przeżyć je bez pasji i emocji. I zbyt krótkie, by nie być razem.

Wkrótce jednak Gabe postanawia przyjąć pracę reportera na Bliskim Wschodzie i wtedy wszystko się zmienia. Lucy dowiaduje się o jego decyzji w dniu, w którym produkowany przez nią program telewizyjny zdobywa nagrodę Emmy. Dzień jej triumfu staje się też dniem, w którym coś nieodwracalnie się kończy. W kolejnych latach Lucy będzie musiała podjąć niejedną rozdzierającą serce decyzję. Czy pierwsza miłość okaże się też ostatnią?"


Nie spodziewałam się po tej książce niczego wyjątkowego. Mimo wielu bardzo pozytywnych opinii nie chciało mi się wierzyć, że jest tak dobra, głównie przez to, że już kilka razy zawiodłam się na powszechnej opinii.
Naprawdę nie spodziewałam się cudów, ale.. to było magnetyzujące, cholernie głębokie i cholernie dobre.


"Światło, które utraciliśmy" to nie jest kolejny nierealny romans, o którym każda z nas może tylko marzyć. Ta historia jest sama w sobie tak prawdziwa, że nie ma w niej miejsca na księcia z bajki na białym koniu ani na księżniczkę z wysokiej wieży.

Myślę, że ogromne znaczenie ma sposób w jaki powieść jest napisana. Główna bohaterka nie opowiada tego w stylu pamiętnika, ale zwraca się do nas jako do swojego ukochanego, w formie listu, w którym opowiada i wspomina całą ich historię. Dzięki temu możemy odczuć to bardziej, możemy lepiej poznać jej emocje i lepiej ją zrozumieć. 


Autorka opowiada o ciężkiej miłości, której trudno było przetrwać we współczesnym świecie, w którym wielu z nas bywa egoistami i stawia pracę wyżej niż powinno. Opowiada też o tym jak niektóre decyzje mogą mieć wpływ nie tylko na nasze dotychczasowe życie, ale na całą jego resztę. Jak czasami jest nam trudno je podjąć, a czasami przychodzi nam to zbyt łatwo, czego później żałujemy... A także o tym, że nie zawsze mamy zupełnie wolny wybór, ponieważ mamy inne zobowiązania.

Pokazuje jak mocne więzi potrafią łączyć dwie osoby, przez wiele lat, mimo wielu przeciwności losu.

Bohaterowie powieści są bardzo wyraziści, Lucy jest wyjątkową,piękną i co najważniejsze silną kobietą. Gabe również jest jedyny w swoim rodzaju, jest świetnym człowiekiem, pełnym pasji, przy czym również jest niezwykle seksowny. Nie znalazłam postaci, która prosiłaby się o krytykę.



Nie znajdziecie tu happy-endu, znajdziecie tu ogrom emocji, prawdziwości i magnetyzmu.  

Dziękuję Wydawnictwu Otwartemu za to cudo!


6 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Tobą. To cholernie dobra książka. Wzruszyłam się przy niej nie raz i śmiałam do rozpuku. Forma wypowiedzi Lucy też była interesująca, a koniec? Nie spodziewałam się go w ogóle i najgorsze, że ostatni rozdział zostawił mi niewiadome :D
    Pozdrawiam,
    http://zyjaczksiazkami.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, chciałoby się poznać jeszcze dalszą część tej historii:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę w końcu się za nią zabrać, skoro tyle pozytywnych opinii :)

    Pozdrawiam
    ver-reads.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle dobrych opinii, że chętnie bym przeczytała, chociaż na razie nie mam czasu :(
    rozczytane.blogspot.co.uk

    OdpowiedzUsuń
  5. Trochę szkoda, że zaspoilerowałaś koniec pisząc "nie znajdziecie tu happy-endu" ;) Bardzo chciałam przeczytać tę książkę a teraz już nie wiem czy jest sens ;)

    OdpowiedzUsuń